Idąc po wąskiej ulicy Huberczaków i kierując się w stronę dawnych instalacji elektryczności jeszcze z końca XIX w., wspominałem w myślach po raz kolejny wydarzenia z dzisiejszego poranka. Bowiem od tamtej chwili nieustannie powracała do mnie uporczywa myśl o dawnym, zaniechanym projekcie, który nagle, jakby na przekór czasowi, odżył w mojej pamięci. Wszystko zaczęło się, gdy spotkałem pana Władka.
-
Cześć, Mieciu! - usłyszałem melodyjnie wypowiedziane powitanie zza pleców. Obróciłem się i po chwili namysłu rozpoznałem znajomą twarz. Tak, to był pan Władysław, ten sam, który pojawiał się na ulicach miasteczka z taką regularnością, że trudno go było przeoczyć.
-
Dzień dobry – odpowiedziałem, starając się nie okazać zaskoczenia.
-
Słyszałeś nowiny? - zagadnął, zacierając ręce z ekscytacją.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wziął głęboki wdech i rozpoczął tyradę o nieszczęściu, jakie spotkało wójta. Opowieść pełna była kolorowych szczegółów, które, jak to zwykle bywało w przypadku pana Władka, zdawały się bardziej owocem jego wyobraźni niż rzeczywistości.
- No, przecież już od rana na targu wszyscy gadają, jak Madzia naszego wójta wykiwała. Mówią, że w samych gaciach z domu wyskoczył, a może nawet i bez! - zakończył, śmiejąc się tak szczerze, że trudno było się nie uśmiechnąć.
Nie chcąc jednak brnąć w lokalne plotki, spróbowałem zmienić temat.
- A jak tam sprawa z tym bunkrem? Słyszałem, że znalazłeś coś ciekawego.
Pan Władek od razu spoważniał, co nie zdarzało się często. Nachylił się w moją stronę, jakby chciał zdradzić mi największy sekret świata.
- Słuchaj, Mieciu, jest coś, czego nikt się nie spodziewał. W tym bunkrze znaleźliśmy starą księgę. Wygląda na to, że należała do kogoś, kto znał tajemnice tych terenów. Ale wiesz, co jest najdziwniejsze? Na jednej z pierwszych stron jest wpis „Panna Oksana”, a dalej są tylko symbole. Nie litery, nie cyfry – jakieś dziwne znaki, których nie potrafimy rozgryźć.
W tym momencie poczułem, jak coś ciężkiego osiada mi na sercu. Panna Oksana... To imię wracało jak echo z przeszłości, przypominając mi czasy, które wolałbym zostawić za sobą. To ona była powodem, dla którego zacząłem pracować nad projektem, który miał zrewolucjonizować nasze małe miasteczko. I to przez nią, w pewnym sensie, musiałem go porzucić.
- Mieciu, ty zawsze miałeś głowę do takich rzeczy – ciągnął Władek. – Może pomożesz nam rozgryźć te symbole? Ludzie mówią, że to może być coś ważnego. Nawet burmistrz się zainteresował.
Nie odpowiedziałem od razu. Myśli krążyły w mojej głowie jak rozpędzone pociągi. Pamięć o tamtych wydarzeniach była jak zadra, której nie potrafiłem wyrwać.
- Zobaczę, co da się zrobić – odpowiedziałem w końcu, bardziej z uprzejmości niż z rzeczywistej chęci zaangażowania się w sprawę.
Rozmowa z panem Władkiem skończyła się w równie niespodziewany sposób, co się zaczęła. Powróciłem do swoich myśli, idąc w stronę opuszczonych instalacji elektryczności. Było coś hipnotyzującego w tych ruinach. W ich milczeniu i pustce kryły się historie ludzi, którzy kiedyś tutaj pracowali, marzyli i żyli.
I wtedy ją zobaczyłem. Kobietę o ciemnych włosach i tajemniczym spojrzeniu. Stała na tle zrujnowanej budowli, trzymając w dłoniach coś, co wyglądało na starą mapę. Moje serce zabiło mocniej.
- Ty?! - wyrwało mi się, zanim zdążyłem się powstrzymać.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, jakby czekała na to spotkanie. Nie miałem wątpliwości. To była ona. Panna Oksana.