Etykiety

wtorek, 9 września 2025

Miliardy na reaktory. Kto zarobi, a kto zapłaci? Polskie reaktory atomowe pod lupą.

Tajemnicze powiązania biznesu i władzy, brak transparentności i przerażające paralele z japońską katastrofą. Odkrywam, dlaczego wizja małych reaktorów atomowych w Polsce budzi więcej pytań niż odpowiedzi, a cena za atomowy sen może być wyższa, niż nam się wydaje.

Szanowny Czytelniku,

"Ludzie są skłonni uwierzyć w to, co chcą, aby było prawdą." 


 Kiedy w marcu 2011 roku fale tsunami uderzyły w japońską elektrownię atomową Fukushima Daiichi, świat wstrzymał oddech. Nie była to tylko klęska żywiołowa. Japońska komisja parlamentarna, powołana do zbadania przyczyn katastrofy, w swoim raporcie uderzyła wprost: winę ponosi "spłaszczenie" relacji między regulatorami a podmiotami gospodarczymi, czyli patologiczna bliskość, która doprowadziła do zaniechania procedur bezpieczeństwa na rzecz zysku. Okazało się, że to nie woda, a ludzka ręka zanurzona w biznesowo-politycznych układach pociągnęła za spust.

Zimny prysznic Fukushimy. Czy polskie marzenie o SMR-ach obudzi się z nuklearnym kacem?


Co zyskuje Czytelnik?

  • Zrozumienie kluczowych zagrożeń związanych z polskim programem SMR-ów.
  • Wiedzę o mechanizmach "obrotowych drzwi" w polskiej i kanadyjskiej polityce energetycznej.
  • Świadomość, dlaczego brak transparentności i powiązania biznesowo-polityczne mogą zagrażać bezpieczeństwu.
  • Głębokie tło społeczne i moralne, które pozwala spojrzeć na temat szerzej niż tylko przez pryzmat polityki.

 Dziś, ponad dekadę później, echa Fukushimy docierają do Polski. Na warszawskich salonach, w gabinetach polityków i kuluarach konferencji energetycznych, bije serce nowego atomowego marzenia – o małych modułowych reaktorach, czyli SMR-ach. Obiecanki-cacanki: szybsza budowamniejsze kosztyzeroemisyjna energia. Bajka. Ale jak to z bajkami bywa, często kryją w sobie drugie dno. I w tym przypadku drugie dno prowadzi prosto do gabinetów, w których obraca się drzwi.

Aksjomat 1: Prawda jest ofiarą interesów.

 Ciągłe zmiany w parametrach projektu, brak publicznej debaty, niedomówienia dotyczące realnych kosztów – wszystko to przypomina scenariusz, który rozegrał się w Japonii. Eksperci, w tym Piotr Ciąpa z Obywatelskiego Akceleratora Innowacji, biją na alarm. Mówią wprost: nad Wisłą powtarzamy błędy, które doprowadziły do Fukushimy. Patologiczne powiązania między władzą a biznesem stają się jawnym sekretem. Były współpracownik najbogatszego PolakaMichała Sołowowa, nagle ląduje na kluczowym stanowisku w rządowej spółce odpowiedzialnej za nadzór nad atomem. To nie przypadek, to klasyczny przykład fenomenu „obrotowych drzwi”, który socjolodzy i politolodzy analizują od lat.

 Dla socjologa, ten mechanizm jest niczym więcej niż systemowym konfliktem interesów. Jedna noga w administracji publicznej, druga w prywatnym biznesie – jak tu podjąć decyzję, która będzie służyć dobru wspólnemu, a nie kapitałowi? Zgodnie z etyką dziennikarską, moim obowiązkiem jest pokazać ten dylemat. Czy urzędnik, który przez lata pracował na rzecz prywatnej firmy, będzie w stanie obiektywnie ocenić jej projekt? Czy z czystym sumieniem zagłosuje przeciwko swojemu byłemu pracodawcy, który nagle staje się beneficjentem rządowych decyzji? Prawda, jak uczy nas historia, często zostaje złożona na ołtarzu interesów.

Aksjomat 2: Przejrzystość to kamień węgielny demokracji.

 Demokracja socjaldemokratyczna opiera się na idei, że decyzje strategiczne dla państwa powinny być podejmowane w przejrzysty sposób, z pełnym udziałem społeczeństwa. W przypadku SMR-ów, ta zasada zdaje się być nagminnie łamana. Mało kto zna prawdziwe koszty projektu. Mało kto wie, kto tak naprawdę za nim stoi i jakie są warunki umowy. Publiczny dyskurs jest spłycony do zero-jedynkowego: albo jesteś za atomem, albo jesteś przeciw. Brakuje miejsca na niuanse, na dyskusję o bezpieczeństwie, o technologii, o niezależności energetycznej.

 Psychologia społeczna uczy nas, że w takich warunkach najłatwiej jest ulec manipulacji. Kiedy brakuje rzetelnych informacji, ludzie opierają swoje opinie na emocjach, na tym, co im "poda" telewizja czy gazeta. To prowadzi do polaryzacji i podziałów, które są na rękę tym, którzy chcą podejmować decyzje za zamkniętymi drzwiami. A co na to nasza moralność, czy też aksjomaty biblijne? "Nie będziesz świadczył fałszywie przeciw bliźniemu swemu." (Wj 20, 16) Kiedy władza ukrywa fakty, działa przeciwko swoim obywatelom, łamiąc fundamentalne zasady zaufania i uczciwości.

Aksjomat 3: Bezpieczeństwo jest ważniejsze niż zysk.

 Wizja małych, tanich i bezpiecznych reaktorów jest kusząca. Ale czy jest prawdziwa? Żaden SMR nie działa jeszcze w kraju o transparentnym systemie prawnym. Ich obiecane korzyści są zatem nieweryfikowalne. Co więcej, nasz rzekomy partner – Kanada, ma swoje własne problemy. Ich organ nadzorujący ma niewielkie doświadczenie z technologią proponowaną w Polsce, a w dodatku boryka się z podobnym problemem "obrotowych drzwi", gdzie były szef urzędu regulacyjnego nagle zaczyna pracę dla firmy, którą miał nadzorować. To, co z pozoru wygląda na międzynarodową współpracę, w istocie może być tylko układem, który ma zapewnić korzyści wąskiej grupie.

 Analiza kulturoznawcza wskazuje, że w Polsce, po latach transformacji, wciąż walczymy z dziedzictwem braku zaufania do instytucji. Jesteśmy narodem, który nauczył się kwestionować władzę. I słusznie! Ale czy wystarczy nam determinacji, aby dążyć do prawdy w tak skomplikowanym temacie, jakim jest energetyka jądrowa? W kontekście biblijnym, można by powiedzieć, że idziemy drogą, która prowadzi do pokusy chciwości, zapominając, że prawdziwym dobrem jest bezpieczeństwo wspólnoty.


Źródło: Czy masz świadomość? (Nr 279) – Co łączy Czarnobyl, Fukushimę i polski mały atom (SMR)? | Instytut Spraw Obywatelskich



Mamy prawo wiedzieć. Mamy prawo pytać. I mamy obowiązek dążyć do prawdy. Decyzje o miliardowych inwestycjach, które mają zaważyć na przyszłości kolejnych pokoleń, nie mogą być podejmowane za zamkniętymi drzwiami. Dziś stajemy przed wyborem: czy pójdziemy na skróty, ufając w biznesowe obietnice, czy też wybierzemy drogę transparentności, bezpieczeństwa i odpowiedzialności. Pamiętajmy, że cena za atomowy sen może być liczona nie tylko w złotówkach, ale i w ludzkim życiu. Czy jesteśmy gotowi na taki koszt?

***

Oprac. redaktor Gniadek
(9/09/2025)


Współtwórz ze mną!

Jeśli cenisz moją pracę, rzetelne dziennikarstwo i dążenie do prawdy, wesprzyj mój wysiłek. Za 5 zł pokrywasz 10 minut mojej pracy. Twój wkład pozwala mi utrzymać niezależność. Dołącz do grona moich patronów na BuyCoffee / Suppi !


niedziela, 7 września 2025

Krawężnik Prawdy: Zwykła Uliczna Arogancja czy Obowiązek Obywatela?

Wielka wojna o metr chodnika w centrum Warszawy wstrząsnęła internetem. Czy upominanie łamiących prawo to obywatelski heroizm, czy bezsensowna prowokacja? Zobacz, co dzieje się, gdy miejska rzeczywistość zderza się z aksjomatami moralności.

Żaden akt dobroci, jakkolwiek mały, nie jest nigdy zmarnowany. – Ezop


Gdzie kończy się uprzejmość, a zaczyna prawo?

 Warszawa. Tętniące życiem serce Polski. Miasto, w którym codzienność splata się w skomplikowany węzeł z dylematami etycznymi, prawnymi i społecznymi. Właśnie tutaj, na tle powszedniego zgiełku, rozegrał się dramat – a może raczej farsa – który na nowo rozpalił dyskusję o moralnym kręgosłupie naszego społeczeństwa. Nagranie z sieci stało się symbolem. Po jednej stronie barykady: dostawca, w pośpiechu, w ferworze pracy, próbujący wcisnąć się na chodnik, aby zaoszczędzić cenne sekundy. Po drugiej: obywatel. Zwykły, na pozór, pieszy, który postanowił stanąć na drodze samowoli i bronić przestrzeni wspólnej. Ten moment to mikrokosmos naszych czasów, gdzie indywidualizm zderza się z potrzebą porządku społecznego. A w tle tej konfrontacji – cichy głos prawa i głośny zgiełk emocji.

Wojna o metr chodnika: Kierowca-samowładca kontra pieszy-rewolucjonista. Gdy chodnik staje się polem bitwy.


Co zyskuje Czytelnik:

Dzięki tej analizie zyskasz wielowymiarowe spojrzenie na pozornie prozaiczną sytuację, zrozumiesz jej psychologiczne i społeczne podłoże oraz dowiesz się, jak drobne decyzje każdego z nas wpływają na stan całego społeczeństwa.

 Zastanówmy się na chwilę. Skąd bierze się w nas potrzeba przekraczania zasad? Z psychologii społecznej wiemy, że często w sytuacjach anonimowości – czy to za kierownicą, czy w tłumie – dochodzi do rozmycia odpowiedzialności. Kierowca dostawczego auta, być może zmęczony, zagoniony, pod presją czasu, kalkuluje: "Nikt nie widzi, nikt nie zareaguje, a ja muszę zdążyć". To klasyczny przykład kalkulacji ryzyka, gdzie przewidywana kara (której prawdopodobieństwo jest niskie) jest mniejsza niż potencjalny zysk (zaoszczędzony czas, skończone zlecenie). Niestety, w społeczeństwie, które opiera się na umowie i zaufaniu, taka postawa jest niczym rzucenie kamieniem w delikatną taflę jeziora. Fala, którą wywołuje, dociera do każdego z nas.

 Wnioskowanie statystyczne, choć nie brzmi szczególnie porywająco, pomaga nam zrozumieć tę dynamikę. Postawmy się na miejscu pieszego. Zauważamy, że ktoś wjeżdża na chodnik. Nasze pierwotne przekonanie ("to jest nielegalne i niebezpieczne") zostaje wzmocnione przez obserwację ("on to robi"). Nawet gdy kierowca podaje kontrargument ("mam pozwolenie", "wożę coś dla osób niepełnosprawnych"), nasze pierwotne przekonanie zmienia się w znikomym stopniu. Dlaczego? Bo wiemy, że prawdziwe pozwolenia na wjazd na chodnik są rzadkością, a powód "dla niepełnosprawnych" często bywa nadużywany, aby usprawiedliwić łamanie prawa. Prawdopodobieństwo, że kierowca faktycznie ma rację, jest w świetle naszego doświadczenia bardzo niskie. To właśnie ten proces sprawia, że pieszy nie daje się zbyć, a jego przekonanie o słuszności swojego działania tylko się utwierdza.

Prawda kontra iluzja: Prawo w starciu z wygodą

 Perspektywa kierowcy także zasługuje na zrozumienie. Z punktu widzenia socjaldemokratycznego, mamy tu do czynienia z konfliktem klasowym w miniaturowej skali. Kierowca to pracownik, trybik w systemie, którego wartość jest mierzona efektywnością. On chce tylko wykonać swoją pracę, zarobić na utrzymanie. System motywuje go do bycia szybkim, a przepisy ruchu drogowego, w jego mniemaniu, są przeszkodą, a nie wsparciem. "To tylko kilka metrów" – myśli, nie widząc w tym nic złego. Jego "wygoda" jest de facto kosztem, który przerzuca na innych: na pieszegona matkę z wózkiemna osobę starszą, dla której metr chodnika zablokowanego przez samochód może oznaczać realne zagrożenie. Materialny koszt tej decyzji jest ukryty, ale realny: zwiększone ryzyko wypadkuzniszczenie miejskiej infrastruktury, a wreszcie – podważenie zaufania do prawa i instytucji państwa.

 Z punktu widzenia etyki biblijnej, sytuacja ta odwołuje się do starotestamentowej zasady Nie kradnij – w tym wypadku nie kradnijmy sobie nawzajem przestrzeni, poczucia bezpieczeństwa i zaufania. Ale jest też aspekt miłości bliźniego. Czy zablokowanie kierowcy jest aktem miłości? Niekoniecznie. Ale jest to akt miłości do społeczeństwa, do wspólnoty, która potrzebuje zasad, by funkcjonować. Z drugiej strony, czy kierowca, wjeżdżając na chodnik, postępuje w duchu miłości bliźniego? Zdecydowanie nie.

Lekcja dla wszystkich

 Ta banalna, na pozór, sytuacja z Warszawy to lekcja dla każdego z nas. Jest dowodem na to, że nasza moralność i nasze poczucie obywatelskiego obowiązku są testowane każdego dnia, w najprostszych sytuacjach. Postawa pieszego, choć dla wielu kontrowersyjna, jest postawą wartą uwagi. To on przypomniał nam o jednej z fundamentalnych zasad życia w społeczeństwie: zasady są po to, aby ich przestrzegać, a ignorancja prawa, nawet pod płaszczykiem dobrej woli, nie zwalnia z odpowiedzialności.



Źródło: Za pozwoleniem służb | Konfitura



Ta historia ma szczęśliwe zakończenie tylko w sensie prawnym – kierowca został ukarany, a policja spełniła swój obowiązek. Jednak pozostaje w nas gorzki posmak. Dlaczego w ogóle doszło do takiej konfrontacji? Bo jako społeczeństwo powoli przyzwyczajamy się do małych ustępstw, do drobnych przewinień, które z czasem stają się normą. A norma, która narusza zasady, to już nie norma, ale patologia. Dlatego właśnie musimy wracać do podstaw: szanować przestrzeń wspólnąszanować innych i mieć odwagę reagować, gdy zasady są łamane. Nie w imię własnej satysfakcji, ale w imię wspólnego dobra.



Oprac. redaktor Gniadek
(7/09/2025)



Dołącz do zespołu!

Podoba Ci się ten felieton? Pomóż mi tworzyć więcej materiałów, które otwierają oczy. Twoje wsparcie jest bezcenne. Za 5 zł pokryjesz koszt 10 minut mojej pracy. Wesprzyj mnie przez szybką płatność na [ BuyCoffee ] lub [ Suppi ].