Etykiety

wtorek, 16 września 2025

Dramat pani Bożeny. Proces z T-Mobile trwa 18 lat, a stawka to zdrowie i życie.

Wyobraź sobie, że tracisz zdrowie, majątek i spokój ducha. Wszystko przez sąsiada, którego nie możesz się pozbyć. A gdy dodasz do tego gigantyczną korporację telekomunikacyjną, która nie zważa na ludzkie życie, to historia staje się przerażająca. Przeczytaj o heroicznym boju o prawo do życia bez elektrosmogu.

Ludzie są nie tylko istotami rozumnymi, ale także istotami moralnymi i społecznymi. Tam, gdzie zanika szacunek dla jednostki, tam umiera cała cywilizacja. – cytat jest przypisywany Janowi Pawłowi II


Cichy wróg w sąsiedztwie

 Dla większości z nas maszt telefonii komórkowej to symbol postępu, wygody i stałego połączenia ze światem. To dzięki nim możemy rozmawiać z bliskimi, oglądać filmy w podróży i pracować z dowolnego miejsca na świecie. To obietnica cyfrowej rewolucji, która miała uczynić nasze życie łatwiejszym, szybszym i bardziej komfortowym. Nikt nie spodziewa się, że ten symbol nowoczesności może stać się cichym wrogiem, torturą, która odbiera zdrowie i godność, zmieniając dom w celę więzienną. A jednak. Historia Bożeny Leszkowicz, której walka z T-Mobile trwa już 18 lat, to mroczny obraz tej samej rzeczywistości.

Horror w cieniu masztu. Jak polska korporacja uwięziła kobietę we własnym domu.

 T-Mobile i horror, który przeżywa ta pani od 2006 roku, mają ze sobą aż nazbyt wiele wspólnego. To właśnie w tym roku na dachu jej warszawskiego mieszkania pojawiła się stacja bazowa, a jej oprogramowanie zmieniono bez wiedzy i zgody mieszkańców. Od tego momentu życie pani Bożeny zamieniło się w pasmo cierpień. Początkowo były to bóle głowy, problemy ze snem, zmiany skórne, aby z czasem doprowadzić do wysokiego ciśnienia i poważnych problemów neurologicznych. Lekarze rozkładali ręce, a badania obrazowe mózgu wykazały alarmujący zanik korowy. Dopiero neurolog, zadając proste pytanie o zmiany w otoczeniu, naprowadził ją na właściwy trop: elektrosmog. Diagnoza syndromu elektrowrażliwości była niczym wyrok, ale też początkiem nowej walki.

Hipokrates i Kodeks, czyli etyka w dobie technologii

 Słowa To mogłoby rodzić kolosalne następstwa w postaci niemożności lokalizowania anten na dachach budynków i w ich pobliżu, gdyż zawsze może się znaleźć osoba z nadwrażliwością w zasięgu promieniowania padły w odpowiedzi na apel Bożeny Leszkowicz na spotkaniu w Kancelarii Prezydenta. Wypowiedziane przez urzędnika, wyrażają cyniczny i pragmatyczny punkt widzenia, który stawia zbiorową wygodę oraz korzyści ekonomiczne ponad zdrowie i życie jednostki. Ten komentarz jest o tyle tragiczny, że w istocie bagatelizuje problem, spychając go do roli wyjątku, który zagraża całemu systemowi. A jednak to nie jednostka jest problemem, lecz system, który dopuścił do tego, aby taka sytuacja miała miejsce.

 To pytanie jest kluczowe dla etyki i dla zrozumienia tego, jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się w imię zysku i postępu technologicznego. Czy dopuszczalne jest, aby producent fotelików samochodowych dla dzieci sam wystawiał atest dla swoich wyrobów? Oczywiście, że nie. Wymagane są niezależne, rygorystyczne badania. Dlaczego więc w przypadku stacji bazowych, które emitują potencjalnie szkodliwe promieniowanie, korporacje mogą decydować o tym, co jest, a co nie jest bezpieczne? W tym kontekście cytat pani Bożeny Niech zwiększą normę o 100 razy i cukrzyków nie będzie nabiera tragicznego, sarkastycznego wydźwięku. Jest to gorzki komentarz na temat ignorowania faktów oraz bagatelizowania problemów zdrowotnych w imię utrzymania status quo. To wołanie o rzetelność, o przestrzeganie zasady ostrożności, która powinna być fundamentem każdego działania w sferze publicznej.

Długa droga do prawdy

 Dlaczego musiała ta pani szukać pomocy we Francji? Odpowiedź jest porażająca w swojej prostocie: brak biegłych w Polsce, którzy byliby gotowi podjąć się wydania opinii w tak kontrowersyjnej sprawie. Proces sądowy przeciwko operatorom wymagał udowodnienia wpływu stacji na zdrowie, co w sytuacji braku niezależnych ekspertów stało się niemożliwe. Sąd raz po raz odrzucał wnioski o powołanie biegłych, a pani Bożena musiała szukać ratunku za granicą. To właśnie we Francji znalazła pomoc u profesora Dominique'a Belpomme'a, światowej sławy eksperta, który jako pierwszy postawił właściwą diagnozę i udzielił wsparcia. Ten fakt ujawnia nie tylko bezradność polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale też niechęć do konfrontacji z problemem, który podważa fundamenty polskiego rozwoju technologicznego.

 Spotkanie w Kancelarii Prezydenta miało być pretekstem do dialogu, jednak podejście władz do tematu było dalekie od konstruktywnego. Petycje i apele o pomoc były bagatelizowane, a argumenty o zdrowiu jednostek spychane na dalszy plan na rzecz korzyści społecznych. To klasyczny przykład dylematu socjaldemokratycznego, w którym dobro ogółu (dostęp do szybkiej sieci, zyski korporacji, rozwój gospodarczy) zderza się z prawem jednostki do ochrony zdrowia i życia. Władze, stając po stronie korporacji, dokonały wyboru, który w dłuższej perspektywie może okazać się brzemienny w skutkach.

Wnioski i zagrożeniaMasowy eksperyment na Polakach?

 Zgodnie z szacunkami literaturowymi, problem elektrowrażliwości może dotyczyć nawet 3% Polek i Polaków. To nie jest marginalny problem, a potencjalna epidemia, która czeka na ujawnienie. Ci ludzie, często nieświadomi przyczyn swoich dolegliwości, stają się mimowolnymi uczestnikami masowego eksperymentu. Narażani 24/7 na emisje z stacji bazowych, są niczym żywe laboratoria, które z czasem ujawnią, w jakim stopniu przewlekłe narażenie na promieniowanie jest szkodliwe. Ta sytuacja, jak stwierdzono w publikacji Parlamentu Europejskiego, narusza Kodeks Norymberski, fundamentalny dokument w etyce medycznej, który zakazuje eksperymentów na ludziach bez ich świadomej zgody.

 Na koniec, pytanie, którego nikt jeszcze pani Bożena nie zadał, a które zdaje się kluczowe, brzmi: "Co bym zrobiła, gdybym mogła wrócić do 2006 roku?". A odpowiedź Bożeny Leszkowicz jest równie poruszająca, co tragiczna: "Wyjechałabym." To jedno słowo zamyka w sobie całą dramaturgię jej walki. Walki o zdrowie, o godność, o majątek, która doprowadziła do rozpoznania nowotworu, operacji i życia w ciągłej ucieczce, w obcych mieszkaniach. To wyznanie jest gorzką lekcją o cenie, jaką płaci się za odwagę i upór w walce z gigantem.

***


Źródło: Czy masz świadomość? (Nr 280) – Horror w cieniu masztu telefonii komórkowej T-Mobile | Instytut Spraw Obywatelskich



Historia Bożeny Leszkowicz to nie tylko jednostkowy dramat, ale też potężny sygnał dla nas wszystkich. To przypomnienie, że postęp technologiczny nie może odbywać się kosztem zdrowia i życia. W świecie, gdzie technologia przenika każdy aspekt naszego życia, musimy zadać sobie pytanie o granice, które powinniśmy stawiać. Czy wartość wolnego i zdrowego życia może być przeliczana na zysk korporacji? Czy zasada ostrożności, tak fundamentalna w medycynie, może być ignorowana w imię wygody i biznesu? To wyzwanie nie tylko dla polityków i naukowców, ale dla każdego z nas.


Oprac. 16/09/2025,
redaktor Gniadek


Co zyskuje Czytelnik:

  • Świadomość: Poznasz mroczną stronę cyfrowej rewolucji i zagrożenia związane z elektrosmogiem.
  • Wiedza: Dowiesz się o problemach zdrowotnych i prawnych, z którymi zmagają się osoby elektrowrażliwe.
  • Inspiracja: Zobaczysz, jak jednostka może walczyć z gigantem, nawet w obliczu ogromnych przeciwności.

Materiał powstaje dzięki Twojemu wsparciu. Za 5 zł możesz pokryć koszt 10 minut pracy. Wesprzyj mnie na BuyCoffee / Suppi i bądź współtwórcą kolejnych, ważnych reportaży. Dziękuję!


niedziela, 14 września 2025

Chodnik to nie dojazd. I co z tego?

Bohater kontra dziesiątki kierowców, wezwana policja i gorące kłótnie. Oglądasz to w Warszawie, ale widzisz wszędzie. Sprawdź, co naprawdę kryje się za walką o każdy centymetr chodnika i dlaczego ta drobna sprawa jest lustrem dla nas wszystkich.

"Gdy kierowca wjeżdża na chodnik, zaczyna się pojedynek: cywilizacja kontra egoizm. Ten, kto wybiera wygodę kosztem innych, rezygnuje z praw należnych człowiekowi społecznemu, spychając się do roli ulicznego pirata, bezwzględnego i bezmyślnego. Pytanie brzmi: czy to tylko kwestia łamania przepisów, czy symptom głębszej, społecznej choroby?"

 Warszawaulica Obozowa. Miejsca jak każde inne, a jednak przez pewien czas zamienia się w arenę konfliktu. Z jednej strony – cywilny patrol, z rowerem jako tarczą i prawem jako mieczem. Z drugiej – cała armia kierowców, w limuzynach i SUV-ach, uparcie dążących do celu, którym jest... jazda po chodniku. To nie jest tylko historia o przepisach ruchu drogowego czy mandacie. To opowieść o naszej mentalności, o tym, co nas definiuje, kiedy nikt nie patrzy.

Wojna o centymetryJak kierowcy zawłaszczają przestrzeń, a pieszemu zostaje tylko bezradność?


Socjologiczny obraz bezkarnego egoizmu

 Na pierwszy rzut oka, sprawa jest prosta: jedni łamią prawo, drudzy chcą je egzekwować. Ale spójrzmy głębiej. Ulica Obozowa staje się mikrokosmosem, w którym zderzają się dwie wizje społeczeństwa. Jedna oparta na zaufaniu i poszanowaniu wspólnej przestrzeni. Druga, w której każdy jest dla siebie, a reguły są dla tych, którzy nie potrafią ich ominąć.

 Kierowcy, jak ten w białym samochodzie, którzy twierdzą, że "ludzie chodzą z dziećmi" i jednocześnie ignorują własne przewinienia, nie są wyjątkiem. Są częścią szerszego trendu. To fenomen psychologii społecznej – tzw. efekt deindywidualizacji. W anonimowości samochodu, schowani za szybą, czujemy się mniej odpowiedzialni za swoje czyny. Pojazd staje się naszym pancerzem, oddzielającym nas od konsekwencji. Agresja drogowaparkowanie na zakazachjazda pod prąd – to wszystko objawy tego samego problemu. Problem egoistycznego zawłaszczania przestrzeni, która należy do wszystkich.

 Z drugiej strony mamy Maksyma Szewczuka, który wciela w życie pewien aksjomat moralny: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". W tym przypadku to "nie wjeżdżaj na chodnik, skoro nie chcesz, aby ktoś zastawił ci drzwi do domu". Jego akcja, choć dla wielu kontrowersyjna, jest manifestacją obywatelskiego sumienia. To, co robi, przypomina przypowieść o talencie – nie można marnotrawić przestrzeni, która jest wspólna, oddana pod naszą opiekę.

Tabloidowy świat kosztów i zysków

 Z perspektywy tabloidowej, sprawa jest prosta: bohater kontra czarny charakter. Ale i w tym uproszczonym świecie da się dostrzec uniwersalne prawdy. Jakie są "zyski" z jazdy po chodniku? Czas, wygoda, możliwość unikania opłat. Koszty? Mandat, zniszczony chodnik, zagrożenie dla pieszych, wizerunkowa klęska. Nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o kapitał społeczny.

 Jazda po chodniku to sygnał, że interes jednostki jest ważniejszy niż dobro ogółu. Jakie są tego materialne konsekwencje dla społeczeństwa? Konieczność częstszych napraw chodnikówobciążenie pracy policji, a wreszcie – utrata zaufania. To zaufanie jest podstawą każdej rozwiniętej, socjaldemokratycznej wspólnoty. Jeśli nie możemy ufać, że sąsiad nie rozjedzie nas na chodniku, to jak możemy ufać, że państwo nas ochroni?

 Warto zastanowić się nad kosztami ukrytymi, niewymiernymi. To koszt utraconej godności, kiedy starsza osoba na chodniku mijana jest przez nielegalnie poruszający się po nim samochód, albo rodzic z wózkiem musi zejść na jezdnię, ryzykując życie. To także koszt utraconego poczucia sprawiedliwości, kiedy policja wzywana jest do drobnych, ale nagminnych wykroczeń, a myślimy, że "i tak nic z tym nie zrobi".

Kulturoznawcze tło buntu i konformizmu

 Wydarzenia z ulicy Obozowej nie są tylko lokalnym problemem. Są częścią szerszego zjawiska kulturowego – buntu przeciwko regułom, które wydają się irracjonalne lub niewygodne. Z drugiej strony, konfrontacje z kierowcami, którzy "zawsze tak robili" ("disturbing the peace"), pokazują, jak silne są nawyki i jak głęboko zakorzeniona jest mentalność "jakoś to będzie".

 W kulturze, gdzie sukces mierzony jest przez pośpiech i wygodę, często zapominamy o fundamencie. O tym, że każdy ma prawo do bezpieczeństwa i do swobodnego poruszania się. W biblijnym języku, to grzech zaniedbania, egoistycznego skupienia na sobie. "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" – ten prosty aksjomat jest w centrum konfliktu o centymetry.


Źródło: Zlot miłośników jazdy po chodniku | Konfitura



A więc, co to nam mówi? Konflikt na Obozowej to nie wojna dwóch stron, ale starcie dwóch filozofii. Pierwsza mówi, że ja jestem najważniejszy. Druga, że nie ma "ja" bez "my". Każdy z nas, czy to pieszy, rowerzysta, czy kierowca, staje przed tym samym wyborem. Czy postawimy na egoizm, czy na wspólnotę? 



Oprac. pre 17/09/2025
,
redaktor Gniadek


Co zyskuje Czytelnik?

Zrozumienie, dlaczego codzienne konflikty, takie jak ten o miejsce na chodniku, są w istocie lustrem naszych najgłębszych dylematów społecznych. Pokazuje, jak pozornie błahe sprawy są symptomem poważnych problemów – od egoizmu, po narastającą frustrację i brak zaufania. Oferuje także analizę materialnych i niematerialnych kosztów takich działań.

Wesprzyj moją pracę!

Jeśli cenisz rzetelne dziennikarstwo i wszechstronne analizy, dołącz do grona moich patronów. Twoje wsparcie, nawet w kwocie 5 zł (koszt 10 minut mojej pracy), pozwoli nam tworzyć więcej materiałów, które idą pod prąd i szukają prawdy.

[ Link do strony wsparcia np. BuyCoffee / Suppi ]