"Kłamstwo, stokroć powtórzone, staje się prawdą. Ale czy prawda, choćby najbardziej niewygodna, zawsze znajdzie swoje miejsce?"
Witamy w rzeczywistości, gdzie granice między prawdą a manipulacją zacierają się z prędkością błyskawicy. Dzisiejszy świat to skomplikowana sieć powiązań, gdzie wydarzenia pozornie odległe, jak choćby lokalne spory o ośrodki dla migrantów we Włocławku, mogą nieść echo dalekiego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Czy jesteśmy świadkami chaotycznych wydarzeń, czy raczej misternie utkanej intrygi, mającej na celu odwrócenie uwagi od znacznie poważniejszych rozgrywek?
Od Włocławka po Bliski Wschód: Czy rozumiemy grę, w której uczestniczymy?
Ostatnie doniesienia o ataku Izraela na Iran, rzekomo zainspirowanym przez Donalda Trumpa, wstrząsnęły światem. To, co początkowo wydawało się jedynie incydentem, szybko eskalowało, prowadząc do zmasowanych uderzeń na cele nuklearne w Iranie. Fakt, że Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej bagatelizuje powagę sytuacji, twierdząc o braku sygnałów napromieniowania, budzi poważne wątpliwości. Czy międzynarodowe instytucje, które w przeszłości z mniejszymi dowodami nawoływały do interwencji, teraz milczą w obliczu jawnego ataku na instalacje nuklearne? To pytanie pozostaje otwarte, a odpowiedź na nie może być bardziej cyniczna, niż ktokolwiek by przypuszczał.
Warto spojrzeć na szerszy kontekst. Obserwujemy niepokojące zjawiska, które zdają się łączyć w spójną całość. Weźmy choćby kwestię migrantów. Podczas gdy lokalne społeczności w Polsce, w tym we Włocławku, protestują przeciwko tworzeniu ośrodków dla migrantów, okazuje się, że wiele z nich jest już prowadzonych przez organizacje kościelne, takie jak Caritas. Brak sprzeciwu ze strony partii politycznych, które wcześniej głośno sprzeciwiały się migracji, każe zastanowić się nad prawdziwymi motywami tych działań. Czyżby za kulisami rozgrywała się gra o lukratywne kontrakty i finansowanie, gdzie ośrodki dla migrantów stają się źródłem dochodu dla wybranych, a reszta to jedynie "szopka dla idiotów"?
Podobnie, postawa polityków, którzy zmieniają swoje stanowisko w zależności od bieżącej sytuacji, jest alarmująca. Kanclerz Niemiec, Olaf Scholz, raz deklaruje wysłanie rakiet Taurus na Ukrainę, aby potem zaprzeczać własnym słowom. Donald Trump, z kolei, nagle wyraża rozczarowanie Rosją, choć jeszcze niedawno prezentował się jako mediator. Czy ich decyzje są autonomiczne, czy też dyktowane przez "wielki kapitał", którego interesy zdają się dominować nad realną polityką i bezpieczeństwem? Ta zmienność i brak spójności w działaniach czołowych postaci sceny politycznej rodzą uzasadnione obawy o stabilność globalnego porządku.
Konflikt izraelsko-irański, wbrew pozorom, może być elementem tej samej, szerszej układanki. Prezydent Trump, rzekomo uśpiwszy czujność irańskich władz przed atakiem Izraela, mógł nieświadomie (lub świadomie?) stać się narzędziem w rękach tych, którzy czerpią korzyści z eskalacji konfliktu. Przemysł zbrojeniowy, z takimi gigantami jak Lockheed Martin czy Raytheon na czele, zacierają ręce, licząc miliardowe zyski z drogich pocisków i systemów obronnych. Czy Nataniachu, oskarżany o korupcję i działający pod presją własnych problemów, nie stał się pionkiem w tej globalnej grze, której celem jest destabilizacja regionu dla czysto ekonomicznych pobudek?
Logiczne myślenie podpowiada, że stabilność i lata konsekwentnej polityki Iranu, zarządzanego od dekad przez te same elity, kontrastują z labilnością i rotacją władzy w Izraelu, gdzie wojskowi zdają się dominować na scenie politycznej. Czy ten schemat, przypominający czasy II Rzeczypospolitej pod rządami "trepów", nie prowadzi wprost do wojny? Krytyka ekspertów wojskowych, często promowanych jako autorytety, nabiera w tym kontekście nowego znaczenia – czy ich perspektywa, ograniczona do siły militarnej, nie jest zbyt wąska, by oceniać złożoną rzeczywistość geopolityczną?
W obliczu tych wydarzeń, apel o spokój i rozsądek staje się kluczowy. Czy jako społeczeństwo damy się sprowokować do wewnętrznych konfliktów, które tylko odwrócą naszą uwagę od prawdziwych źródeł problemów? Czy pozwolimy, aby elity i media, które wcześniej ukrywały negatywne aspekty migracji, teraz podburzały nas do wojny domowej? To wyborcy, podejmujący decyzje przy urnach, ponoszą ostateczną odpowiedzialność za rządy, które wybierają. Może nadszedł czas, by na własnej skórze odczuli konsekwencje swoich wyborów, zanim zrozumiemy, że jesteśmy jedynie marionetkami w znacznie większej grze.
Paradoks wojen nuklearnych, gdzie atak na instalacje atomowe ma rzekomo zapobiegać rozprzestrzenianiu broni, jest kolejnym przykładem absurdu. Reakcje Chin, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji czy Arabii Saudyjskiej, wyrażające zaniepokojenie atakiem na infrastrukturę atomową, kontrastują z postawą Wielkiej Brytanii i Francji, które deklarują wsparcie dla Izraela. W tej globalnej układance, gdzie interesy gospodarcze zdają się przeważać nad zdrowym rozsądkiem, pozostaje pytanie: czy jesteśmy w stanie wyciągnąć wnioski i przerwać ten cykl destrukcji, zanim będzie za późno?
Wydarzenia na świecie rzadko są tak proste, jak przedstawiają je nagłówki gazet. Złożone powiązania polityczne i gospodarcze często ukrywają prawdziwe motywy działań, a społeczeństwo staje się narzędziem w rękach potężnych graczy. Zrozumienie tych mechanizmów to pierwszy krok do realnej zmiany i odzyskania kontroli nad własną przyszłością.
---
[ Polecam się i proszę o wdzięczność wedle uznania na Suppi ]
.
Oprac. redaktor Gniadek